Tagi: bomba, wybuch, atomowa,
Ze statystycznego obywatela, na którego spadnie bomba atomowa, nie zostaje w zasadzie nic, podobnie jak z całego jego miasta. A ten Japończyk przeżył dwa i spokojnie dożył późnej starości.
Nieszczęścia chodzą parami, ale też czasami parami spadają. Wie o tym dobrze najbardziej pechowy człowiek na świecie, urodzony w 1916 r. Tsutomu Yamaguchi – inżynier i konstruktor okrętów. Pod koniec II wojny światowej wysłano go w służbową delegację do Hiroszimy jako pracownika jednego z największych krajowych koncernów. Na jego nieszczęście akurat tam Amerykanie zrzucili bombę atomową. O dziwo niespełna 30-letni wówczas mężczyzna ten atak przeżył, w przeciwieństwie do 130 tysięcy mieszkańców, choć odniósł masę obrażeń. Czasowo stracił wzrok, częściowo słuch i doznał licznych oparzeń. Z jego głowy zniknęły też włosy. Ale tym się nie martwił, bo i tak bardzo wcześnie zaczął siwieć. Miał jednak szczęście w nieszczęściu, bo gdy przed wybuchem miał wsiadać do autobusu kierującego się w stronę centrum, przypomniał sobie, że nie zabrał ważnych dokumentów, wrócił więc po nie do pensjonatu, w którym nocował. Wtedy zobaczył błysk i stracił przytomność. Ocknął się na polu, bo siła wybuchu odrzuciła go o kilkadziesiąt metrów.

Mimo że był jeszcze poważnie ranny, stwierdził, że w Hiroszimie jest zbyt niebezpiecznie i czym prędzej powróci do domu w Nagasaki. Kiedy zobaczył rodzinę, miał tak rozległe oparzenia, że początkowo krewni go nie rozpoznali. Tam jednak Wujek Sam miał dla niego kolejną niespodziankę, bowiem trzy dni po Hiroszimie to właśnie na Nagasaki zrzucono kolejną bombę nuklearną, zabijając 70 tys. ludzi. Jednak wśród ocalonych znów znalazł się Yamaguchi. Co ciekawe atomówka spadła na miasto akurat wtedy, gdy opowiadał szefowi o tym co spotkało go trzy dni wcześniej podczas wyjazdu w delegację. Współpracownicy nie wierzyli w jego opowieść, bo jakim cudem na niebie mógłby pojawić się wielki śmiercionośny grzyb? I kiedy próbował ich przekonać, na horyzoncie zobaczył kolejnego grzyba, po czym od razu schował się pod biurko. Zaraz po zdarzeniu zobaczył, że z jego ciała zniknęły bandaże, cała skóra była poparzona, ale przeżył. Żył szczęśliwie, dożywając 94-lat.
Marek Lenz
Informacja:
Statystyki powyższego tekstu: